Ostatnio czytane

wtorek, 20 listopada 2012

Nie taka Italia straszna!



Otrzymuję sporo maili od osób z Polski, które myślą o tym, by przyjechać do Włoch i tu znaleźć pracę i żyć. Powiem szczerze, każdemu kto do mnie napisał, stanowczo radziłam, żeby się jeszcze raz zastanowił nad swoją decyzją. Zwłaszcza jeśli to były osoby kończące studia polonistyczne, historyczne czy prawnicze lub ludzie, którzy w Polsce mają pracę, a mimo to chcą się przenieść. Każdy miał prawo sobie o  mnie pomyśleć „Wstętna baba! Sama tam siedzi a innym broni!” A ja nie bronię, ale uświadamiam, jak trudno jest znaleźć we Włoszech pracę, zwłaszcza ludziom, którzy świeżo po studiach mają głowy pełne nadziei na lepsze jutro i to, że włoska rzeczywistość na pewno nie jest identyczna z tą jaką znamy z opowiadań innych, którzy mieli okazję być na wycieczce we Włoszech.

Zwiedzanie najpiękniejszych miejsc, to nie to samo, co wynajęcie mieszkania a kosztowanie aromatycznych win to nie to samo co płacenie rachunków. Włochy są piękne, jeśli się tu na chwilę zatrzymamy. Zauroczą nas piękne kobiety i ich drogie ubrania, wychuchani mężczyźni i ich pachnące wody toaletowe. W siódme niebo wprowadzi nas włoska kuchnia i pachnąca kawa z rogalikiem na śniadanie. Niestety na tym życie się nie kończy, a dopiero zaczyna.

We mnie Italia wzbudza różnorodne emocje. Zakochałam się w języku i muzyce, polubiłam makarony na tysiąc sposobów, nie jestem w stanie wytrzymać bez cappuccino, z trudem sobie odmawiam rogalików, zwłaszcza tych „integrale” z miodem, przynajmniej dwa razy w miesiącu chce mi się pizzy i jem tylko moją ulubioną z pomidorkami, rukolą i bufalą. Nie znoszę jednak włoskiej biurokracji, rachunków, które przychodzą wszystkie jednocześnie, krzykliwości, dialektów, wkurza mnie, że kobieta jest obiektem seksualnym a nie człowiekiem, że szukając pracy pytają mnie czy mam dzieci, że włoscy mężczyźni bez względu na wiek i urok osobisty mają o sobie mniemanie „superfigo”. Denerwuje mnie, że w tej słonecznej Italii zima wydaje się być zimniejsza a wilgoć powoduje, że mam wieczne problemy z zatokami. Ale jestem tu i trudno mi sobie wyobrazić, że któregoś dnia wrócę do mojej ukochanej Polski, w której denerwuje mnie ta sama ilość rzeczy co tu.

Na mój apel o to by przedstawić pozytywne strony życia odpowiedziała pani Ela z Kalabrii, bardzo sympatyczna pani, z którą nawiązałam korespondencję i być może narodzą się z tego nowe artykuły.

Pani Ela widzi sporo pozytywnych stron życia we Włoszech. Na pierwszym miejscu stawia bezpłatne przedszkole również dla dzieci matek niepracujących. Tu oczywiście musimy wziąć pod uwagę, że w niektórych miejscach, jak już sygnalizowały mi inne panie, wszystko zależy od miejsca zamieszkania. W Włoszech, chyba wszędzie, istnieje możliwość skorzystania z „pulmino” czyli autobusu, który będzie dowoził nasze dzieci na trasie dom-przedszkole lub szkoła-dom. Z tego co wiem, to też nie zawsze jest gratis, ale przynajmniej jest możliwe. Bezpłatne szczepienia dla dzieci, również te nieobowiązkowe. Dobry morski klimat, który oczywiście w dużej mierze zależy od tego, kto gdzie mieszka. Na południu zimą jest oczywiście cieplej i przyjemniej, na północy trochę mniej... Włoska kuchnia. Niezwykle szybkie i zdrowe dania dla dzieci, które z powodzeniem można gotować bez względu na to, gdzie się mieszka. Pani Ela pisze: mój  synek bardzo je lubi: makaron z soczewicą, makaron z serkami topionymi i z parmezanem, makaron z serem ricotta, makaron z fasolą, makaron z ziemniakami i sosem pomidorowym, makaron z ciecierzycą itd”.
Pani Ela widzi też negatywne strony życia we włoskim raju i pisze dalej „(...) mimo (...) 'dziwnych' metod wychowania, dzieci wyrastają na pewnych siebie dorosłych. W środku, uważam jednak, kryją w sobie wiele kompleksów. Ta pewność siebie pomaga im w życiu osobistym i zawodowym. Uważają się za najlepszych, najpiękniejszych i to, z pewnego punktu widzenia, jest dobre. Jest im łatwiej.”

Przykłady Pani Eli uzupełnia Pani Danusia z Rzymu, która pisze, że bardzo jej się podoba fakt, że dziecko rozpoczynające zajęcia w żłobku czy przedszkolu ma czas na aklimatyzację. Pierwsze dni w nowym miejscu, to zaledwie kilkadziesiąt minut, na poczatku z mamą, potem bez mamy. Dopiero kiedy dziecko się nieco przyzwyczai, zostaje na posiłek, potem coraz dłużej, by w końcu zostawać w żłobku lub przedszkolu cały dzień. Pani Danusia pisze: W rzymskim żłobku, do którego trafił mój synek, kiedy miał zaledwie 6 miesięcy ‘inserimento’ wyglądało w następujący sposób: pierwszego dnia dziecko zaledwie przez godzinę przebywalo z Paniami przedszkolankami. Każdego dnia czas ten starano się wydłużyć o kolejne 60 minut, a następnie o kolejne 2 godziny i tak przez około 10 dni, aż do momentu, kiedy uznano, ze maluch już na tyle oswoił się ze żłobkową rzeczywistością, czuł się komfortowo i mógł  pozostać w ‘nido’  przez cały dzień. Im mniejsze dziecko, tym krótszy zazwyczaj okres wprowadzania. W przypadku 3-latków ‘inserimento' trwa zwykle od 2 do 3 tyg.”

„Poza tym bardzo podoba mi się fakt, ze przynajmniej w żłobkach i przedszkolach  (przynajmniej tych rzymskich i prawie wszystkich) maluchy chodzą tylko w skarpetkach, co zapobiega powstawaniu wad postawy i płaskostopiu”- kontynuuje Pani Danusia. „W żłobku mojego synka przywiązuje się dużą wagę do kształtowania prawidłowych nawyków żywieniowych.” W żłobku dzieci są nagradzane owocowymi przysmakami, jak pisze Pani Danusia i na koniec dodaje „(...)Przysmakiem - nagrodą jest np. gruszka z serem lub maczana w miodzie,  jogurcik owocowy, grissino  z kawałkiem szynki, a nie cukierki. (...)  jestem z tej formy edukacji bardzo zadowolona.”

Na plus wg Pani Danusi jest też to, że włoscy pediatrzy nie faszerują maluchow ciężkimi lekami, np. antybiotykami, (o ile nie sa naprawdę niezbędne), stawiając na dobrodzijesta płynące z inhalacji, ziół itp.”

Do tego wszystkiego dodałabym z mojej strony fakt, że żyjąc tutaj możemy sprawić, że nasze dzieci są lub będą dwujęzyczne, co w przyszłości da im podwójne możliwości. Same będą mogły zdecydować gdzie żyć. Może łatwiej będzie im znaleźć pracę. Będą bardziej otwarci na inne kultury, a być może staną się ambasadorami obu kultur w jakimś innym, trzecim kraju...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz