Ostatnio czytane

czwartek, 24 stycznia 2013

Mamo, zrób mi bloga!



Żyjemy w czasach, kiedy wszystko, co robimy ma jakiś związek z nowoczesną technologią. W kuchni mamy wielofunkcyjne sprzęty, które mają nam ułatwić przyrządzanie potraw. W salonie oprócz telewizora stoi odtwarzacz dvd, kino domowe, dekodery satelitarne i inne cuda. Śpimy z telefonami najnowszej generacji obok łóżka. W telefonach mamy oprócz zwykłych potrzebnych funkcji całą masę i innych aplikacji, z których nie mamy czasu nigdy korzystać. Całymi dniami gonią za nami ludzie w wymiarze wirtualnym, odbieramy masę smsów, maili, spędzamy godziny rozmawiając przez telefon lub internet. Nic dziwnego, że nasze dzieci też tak chcą...

Sześcioletnia córka mojej przyjaciółki poprosiła mamę, żeby zrobiła jej własnego bloga. „Bloga??? Dziecko, przecież ty nawet nie umiesz pisać” – zbulwersowała się i zadzwoniła do mnie z tą interesującą informacją, bo sama nawet nie wie, co to ten blog i jak się do niego zabrać. Jak się okazało, dziecko też nie wiedziało co chciało. Nie wiedziało co to jest blog, a chciało po prostu, żeby matka zrobiła mu jego własny profil w ich wspólnie używanym komputerze, bo widziało, że jakiś kolega tak właśnie używa komputera swojej mamy. Wytłumaczyłam Ance, że prośba jej córki nie jest nie do przyjęcia, wręcz przeciwnie, nawet lepiej, żeby używała komputera w „swojej strefie”, bo w ten sposób nie skasuje jej żadnego ważnego pliku ani nie wda się w żadne niepożądane dyskusje z jej skypa czy facebooka.

Robimy sobie profile na różnych portalach społecznościowych, mniej lub bardziej używanych, publikujemy na nich zdjęcia naszych bliskich, oświadczamy światu, że na tydzień wyjeżdżamy na narty, że wieczorami bywamy w jakiejś restauracji czy pubie. Dostęp do naszych informacji mają wszyscy, a my nawet nie wiemy kto się nimi interesuje i z jakich powodów.

Pisząc, że wyjeżdżamy dajemy znać: nasz dom zostaje pusty, czasem dodajemy nawet dokładne daty, kiedy nas nie będzie. Publikując zdjęcia i komentując je: oto moja najnowsza zdobycz – jajko Faberge!, dajemy informację potencjalnym złodziejom, czego mogą się spodziewać w naszym domu. Brakuje jeszcze tylko naszego adresu, bo czasem i numerem telefonu też chętnie się dzielimy... A złodziejem niekoniecznie musi być ktoś obcy, nie zawsze wiemy kto nas zna, dlaczego próbuje nas poznać, jak próbuje sforsowac nie taki znowu wysoki mur naszej intymności.

Teraz wyobraźmy sobie nasze dziecko. Robi sobie profil na nk lub na facebooku. Albo sami pomagamy mu to zrobić. Umieszczamy pierwsze zdjęcie dumni z naszej pociechy, uczymy dziecko robić zdjęcia i „wrzucać” je natychmiast na profil. Na początku sprawdzamy co dziecko robi, ale bardziej żeby je nauczyć radzić sobie samemu, żeby mieć je z głowy i nie musieć przy nim siedzieć. Profil dziecka jest otwarty. Nie sprawdzamy kogo dziecko zaprasza do listy kontaktów, co dziecko pisze i co umieszcza, z kim rozmawia na czatach.

A teraz wyobraźmy sobie potencjalnego pedofila. Szuka dzieci. Jego celem jest znalezienie dziecka, które będzie łatwodostępne. Nie może zbliżyć się do dziecka sąsiadów na ulicy, bo wszyscy zobaczą. Ale poszukuje interesujących go dzieci w internecie, gdzie może być anonimowy. Może zrobić sobie kilka różnych profili, na każdym dostępnym portalu społecznościowym, tylko do jednorazowego użytku. Do skuszenia dziecka, by zechciało się z nim spotkać. Trafia na wasze dziecko. Podszywa się pod rówieśnika z drugiego końca miasta. Zadaje pytania, by na podstawie udzielonych przez Wasze dziecko odpowiedzi stworzyć swój obraz. „Do której chodzisz klasy, do jakiej szkoły, jak wyglądasz co lubisz..” Na poczekaniu preparuje swój wizerunek, by stwarzać pozory rówieśnika o podobnych zainteresowaniach czy problemach. Proponuje spotkanie. Może nawet zaproponować, że to jego tata przyjedzie po Wasze dziecko pod szkołę i będą się mogli razem pobawić. Wasze dziecko wam o tym wspomina albo i nie. A któregoś dnia nie wraca ze szkoły... tak wiem, to najbardziej makabryczna wersja, ale tak właśnie powinniśmy myśleć, zanim zostawimy nasze dziecko sam na sam z komputerem podłączonym do internetu.

Nie raz głośno było o nastolatkach, które za doładowanie telefonu, dawały seanse striptizu na skypie czy messengerze, albo wysyłały swoje nagie zdjęcia starszym panom. To już problem światowy, bo słyszałam o tym  nie tylko w polskiej i włoskiej telewizji, ale i w angielskiej. Niedawno włoskie „iene” wyjawiły, że osoby biorące udział w zabawach erotycznych na czatach są nagrywane podczas krępujących sytuacji, a potem proszone są o przesyłanie pieniędzy przez money transfer na drugi koniec świata, żeby nagrania nie były nigdy udostępnione w internecie.

Czy każdy z was, teraz, szczerze może odpowiedzieć, że wie na pewno, co jego dziecko robi w sieci? Czy znacie wszystkie osoby, z którymi ma kontakt wirtualny? Bez względu czy wasze dzieci mają 6 czy 16 lat, macie obowiązek sprawować nad nim władzę rodzicielską i chronić je przed złem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz