Żyjemy w czasach, kiedy wszystko, co robimy ma jakiś związek z nowoczesną
technologią. W kuchni mamy wielofunkcyjne sprzęty, które mają nam ułatwić
przyrządzanie potraw. W salonie oprócz telewizora stoi odtwarzacz dvd, kino
domowe, dekodery satelitarne i inne cuda. Śpimy z telefonami najnowszej
generacji obok łóżka. W telefonach mamy oprócz zwykłych potrzebnych funkcji
całą masę i innych aplikacji, z których nie mamy czasu nigdy korzystać. Całymi
dniami gonią za nami ludzie w wymiarze wirtualnym, odbieramy masę smsów, maili,
spędzamy godziny rozmawiając przez telefon lub internet. Nic dziwnego, że nasze
dzieci też tak chcą...
Sześcioletnia córka mojej przyjaciółki poprosiła mamę, żeby zrobiła jej
własnego bloga. „Bloga??? Dziecko, przecież ty nawet nie umiesz pisać” –
zbulwersowała się i zadzwoniła do mnie z tą interesującą informacją, bo sama
nawet nie wie, co to ten blog i jak się do niego zabrać. Jak się okazało,
dziecko też nie wiedziało co chciało. Nie wiedziało co to jest blog, a chciało
po prostu, żeby matka zrobiła mu jego własny profil w ich wspólnie używanym
komputerze, bo widziało, że jakiś kolega tak właśnie używa komputera swojej
mamy. Wytłumaczyłam Ance, że prośba jej córki nie jest nie do przyjęcia, wręcz
przeciwnie, nawet lepiej, żeby używała komputera w „swojej strefie”, bo w ten
sposób nie skasuje jej żadnego ważnego pliku ani nie wda się w żadne
niepożądane dyskusje z jej skypa czy facebooka.
Robimy sobie profile na różnych portalach społecznościowych, mniej lub
bardziej używanych, publikujemy na nich zdjęcia naszych bliskich, oświadczamy
światu, że na tydzień wyjeżdżamy na narty, że wieczorami bywamy w jakiejś
restauracji czy pubie. Dostęp do naszych informacji mają wszyscy, a my nawet
nie wiemy kto się nimi interesuje i z jakich powodów.
Pisząc, że wyjeżdżamy dajemy znać: nasz dom zostaje pusty, czasem dodajemy
nawet dokładne daty, kiedy nas nie będzie. Publikując zdjęcia i komentując je:
oto moja najnowsza zdobycz – jajko Faberge!, dajemy informację potencjalnym
złodziejom, czego mogą się spodziewać w naszym domu. Brakuje jeszcze tylko
naszego adresu, bo czasem i numerem telefonu też chętnie się dzielimy... A
złodziejem niekoniecznie musi być ktoś obcy, nie zawsze wiemy kto nas zna,
dlaczego próbuje nas poznać, jak próbuje sforsowac nie taki znowu wysoki mur
naszej intymności.
Teraz wyobraźmy sobie nasze dziecko. Robi sobie profil na nk lub na
facebooku. Albo sami pomagamy mu to zrobić. Umieszczamy pierwsze zdjęcie dumni
z naszej pociechy, uczymy dziecko robić zdjęcia i „wrzucać” je natychmiast na
profil. Na początku sprawdzamy co dziecko robi, ale bardziej żeby je nauczyć
radzić sobie samemu, żeby mieć je z głowy i nie musieć przy nim siedzieć.
Profil dziecka jest otwarty. Nie sprawdzamy kogo dziecko zaprasza do listy kontaktów,
co dziecko pisze i co umieszcza, z kim rozmawia na czatach.
A teraz wyobraźmy sobie potencjalnego pedofila. Szuka dzieci. Jego celem
jest znalezienie dziecka, które będzie łatwodostępne. Nie może zbliżyć się do
dziecka sąsiadów na ulicy, bo wszyscy zobaczą. Ale poszukuje interesujących go
dzieci w internecie, gdzie może być anonimowy. Może zrobić sobie kilka różnych
profili, na każdym dostępnym portalu społecznościowym, tylko do jednorazowego
użytku. Do skuszenia dziecka, by zechciało się z nim spotkać. Trafia na wasze
dziecko. Podszywa się pod rówieśnika z drugiego końca miasta. Zadaje pytania,
by na podstawie udzielonych przez Wasze dziecko odpowiedzi stworzyć swój obraz.
„Do której chodzisz klasy, do jakiej szkoły, jak wyglądasz co lubisz..” Na poczekaniu
preparuje swój wizerunek, by stwarzać pozory rówieśnika o podobnych zainteresowaniach
czy problemach. Proponuje spotkanie. Może nawet zaproponować, że to jego tata
przyjedzie po Wasze dziecko pod szkołę i będą się mogli razem pobawić. Wasze
dziecko wam o tym wspomina albo i nie. A któregoś dnia nie wraca ze szkoły...
tak wiem, to najbardziej makabryczna wersja, ale tak właśnie powinniśmy myśleć,
zanim zostawimy nasze dziecko sam na sam z komputerem podłączonym do internetu.
Nie raz głośno było o nastolatkach, które za doładowanie telefonu, dawały
seanse striptizu na skypie czy messengerze, albo wysyłały swoje nagie zdjęcia
starszym panom. To już problem światowy, bo słyszałam o tym nie tylko w polskiej i włoskiej telewizji, ale
i w angielskiej. Niedawno włoskie „iene” wyjawiły, że osoby biorące udział w
zabawach erotycznych na czatach są nagrywane podczas krępujących sytuacji, a
potem proszone są o przesyłanie pieniędzy przez money transfer na drugi koniec
świata, żeby nagrania nie były nigdy udostępnione w internecie.
Czy każdy z was, teraz, szczerze może odpowiedzieć, że wie na pewno, co
jego dziecko robi w sieci? Czy znacie wszystkie osoby, z którymi ma kontakt
wirtualny? Bez względu czy wasze dzieci mają 6 czy 16 lat, macie obowiązek
sprawować nad nim władzę rodzicielską i chronić je przed złem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz