Ostatnio czytane

czwartek, 27 września 2012

Z dwujęzycznym dzieckiem pod jednym dachem


Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie pani, wychwalając mnie za moje działania na rzecz dzieci. Rozmawiałyśmy od samego początku po polsku, i gdyby na koniec pani nie przyznała się do bycia dwujęzyczną, nigdy bym się tego nie domyśliła. Okazało się, że urodziła się dobre 30 lat temu, we Włoszech, w rodzinie polsko – włoskiej. Dla niej od początku było normalne, że z mamą rozmawia po polsku z tatą po włosku, i tak jej zostało do dziś.

Odpowiedź przyszła razem z dzieckiem…
Czasem zastanawiamy się, jak się wychowuje dwujęzyczne dziecko. Też się długo zastanawiałam, jak to będzie. Jeszcze długo przed pomysłem zostania mamą, spędzałam czas na filozoficznych rozmyślaniach, jak dbać o takie dziecko, jak go nie „skrzywić” psychicznie. Odpowiedź przyszła sama - razem z dzieckiem...
Od pierwszego dnia narodzin, zwracałam się do Niuni po polsku. Śpiewałam polskie kołysanki, powtarzałam w kółko polskie rymowanki, mówiłam do niej, co tylko mi przychodziło do głowy.
„Niunia! Niu-nia! Niunia niunia tralalunia! Już idzie mamunia!” – takie głupawe wydawać by się mogło powiedzonka, a sprawiały, że maleństwo wprost trzęsło się całe z radości. Kiedy zaczęła gaworzyć, odpowiadałam jej. „EEEeeeeeeeeeeeee!” – krzyczała, „Eeee” – odpowiadałam. „Jejejejeje” – ona, „ajajajajaja” – ja. I tak sobie rozmawiałyśmy, ona była szczęśliwa, bo mnie słyszała, a ja zamiast nosić ją na rękach, mogłam ugotować obiad albo poprasować.
Kiedy dorastała, razem z nią „dorastały” nasze rozmowy. „Mammmmmaaaa?!” – ona, „tu jestem!” – ja. „Niuuuuunia! Gdzie jesteś?!” – pytałam ja, a w odpowiedzi słyszałam śmiech. Uwielbiała bawić się w chowanego, zwłaszcza z tatusiem. Ona się chowała, a tata jej głośno szukał, czyli na głos myślał „Gdzie ta moja Niunia, no gdzie ona się podziewa, uciekła nam... Mama! Niuni nie ma!” Wtedy Niunia wychodziła śmiejąc się do rozpuku, bo jeszcze mówić za dużo nie umiała.

Żłobkowe perypetie
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy poszła do żłobka. Ona, uwielbiająca dzieci, znalazła się w końcu tam, gdzie czuła się najlepiej, w otoczeniu rówieśników. Dość szybko się przyzwyczaiła do nowej sytuacji, ale niekoniecznie tego samego zdania były panie nauczycielki. Jedna z pań kazała mi absolutnie przestać mówić do dziecka po polsku, bo, jak się wyraziła, to tylko szkodzi dziecku. „Ona w ogóle nie rozumie, co się do niej mówi! Nie reaguje na to, co do niej mówimy! Ja każę dzieciom usiąść a ona wstaje!” –narzekała. Nie mogę powiedzieć, żebym była szczęśliwa po tej rozmowie. Wróciłam zdruzgotana do domu, nie omieszkając oczywiście pani powiedzieć, że to, w jakim języku mówię do dziecka to moja sprawa. Pomyślałam sobie, że muszę pomóc mojej córce, zapisałam ją do żłobka, żeby miała kontakt z dziećmi, żeby była szczęśliwa, a nie po to, żeby przeżywała stres...
Wybrałam się na rozmowę z drugą panią, tą, która nigdy nie narzekała na moje dziecko, a moje dziecko na jej widok po prostu rozpływało się z radości. Zasugerowała mi, żebym zaczęła mówić do małej w obu językach, by wiedziała, że ten język to też język mamy.

Równoległa nauka dwóch języków
Rozpoczął się czas wspólnych zabaw na podłodze (dlaczego akurat na podłodze wytłumaczę innym razem).
Robiłyśmy sobie piknik w salonie, z kocykiem, z dziecięcymi talerzykami, kubeczkami i sztućcami. Udawałyśmy, że jemy, ja mówiłam co ma mi nałożyć „poproszę o kawałek kurczaka – un pezzettino di pollo per favore”, ona udawała, że nakłada i mi podawała. Mówiłam „to jest widelec – eccola forchetta”, podając jej sztućca, „podaj mi proszę łyżkę – passami per favore un cucchiaio”. Pokazując jej wiele rzeczy, zaczęłam używać obu określeń – polskiego i włoskiego. Ubierając ją, bawiłyśmy się jak zwykle, mówiąc co robię, nazywałam części garderoby w obu językach. Sadzałam ją naprzeciw mnie i uczyłam nazw części twarzy i ciała demonstrując na mnie a mała powtarzała wszystkie czynności. Zaczęłam jej opowiadać krótkie historyjki po włosku i po polsku, czytać książeczki po włosku a potem opowiadać je po polsku, albo odwrotnie. To były chyba najbardziej intensywne 3 tygodnie wspólnych zabaw, jakie pamiętam z tego okresu, ale dały naprawdę niesamowite efekty. Kiedy wróciła po feriach świątecznych do żłobka, panie nie mogły się nadziwić postępom Niuni. A ja zrozumiałam, że nie tylko polski jest ważnym językiem w jej życiu.
Od tego czasu porozumiewamy się w obu językach, choć pamiętam taki czas, kiedy Niunia w ogóle nie chciała rozmawiać w domu po włosku i nazywała język polski „naszym językiem”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz