Jakiś czas temu zadzwoniła do
mnie pani, wychwalając mnie za moje działania na rzecz dzieci. Rozmawiałyśmy od
samego początku po polsku, i gdyby na koniec pani nie przyznała się do bycia
dwujęzyczną, nigdy bym się tego nie domyśliła. Okazało się, że urodziła się
dobre 30 lat temu, we Włoszech, w rodzinie polsko – włoskiej. Dla niej od
początku było normalne, że z mamą rozmawia po polsku z tatą po włosku, i tak
jej zostało do dziś.
Odpowiedź przyszła razem z dzieckiem…
Czasem zastanawiamy się, jak
się wychowuje dwujęzyczne dziecko. Też się długo zastanawiałam, jak to będzie.
Jeszcze długo przed pomysłem zostania mamą, spędzałam czas na filozoficznych
rozmyślaniach, jak dbać o takie dziecko, jak go nie „skrzywić” psychicznie.
Odpowiedź przyszła sama - razem z dzieckiem...
Od pierwszego dnia narodzin,
zwracałam się do Niuni po polsku. Śpiewałam polskie kołysanki, powtarzałam w
kółko polskie rymowanki, mówiłam do niej, co tylko mi przychodziło do głowy.
„Niunia! Niu-nia! Niunia niunia
tralalunia! Już idzie mamunia!” – takie głupawe wydawać by się mogło powiedzonka,
a sprawiały, że maleństwo wprost trzęsło się całe z radości. Kiedy zaczęła
gaworzyć, odpowiadałam jej. „EEEeeeeeeeeeeeee!” – krzyczała, „Eeee” –
odpowiadałam. „Jejejejeje” – ona, „ajajajajaja” – ja. I tak sobie
rozmawiałyśmy, ona była szczęśliwa, bo mnie słyszała, a ja zamiast nosić ją na
rękach, mogłam ugotować obiad albo poprasować.
Kiedy dorastała, razem z nią
„dorastały” nasze rozmowy. „Mammmmmaaaa?!” – ona, „tu jestem!” – ja.
„Niuuuuunia! Gdzie jesteś?!” – pytałam ja, a w odpowiedzi słyszałam śmiech.
Uwielbiała bawić się w chowanego, zwłaszcza z tatusiem. Ona się chowała, a tata
jej głośno szukał, czyli na głos myślał „Gdzie ta moja Niunia, no gdzie ona się
podziewa, uciekła nam... Mama! Niuni nie ma!” Wtedy Niunia wychodziła śmiejąc
się do rozpuku, bo jeszcze mówić za dużo nie umiała.
Żłobkowe perypetie
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy
poszła do żłobka. Ona, uwielbiająca dzieci, znalazła się w końcu tam, gdzie
czuła się najlepiej, w otoczeniu rówieśników. Dość szybko się przyzwyczaiła do
nowej sytuacji, ale niekoniecznie tego samego zdania były panie nauczycielki.
Jedna z pań kazała mi absolutnie przestać mówić do dziecka po polsku, bo, jak
się wyraziła, to tylko szkodzi dziecku. „Ona w ogóle nie rozumie, co się do
niej mówi! Nie reaguje na to, co do niej mówimy! Ja każę dzieciom usiąść a ona
wstaje!” –narzekała. Nie mogę powiedzieć, żebym była szczęśliwa po tej
rozmowie. Wróciłam zdruzgotana do domu, nie omieszkając oczywiście pani
powiedzieć, że to, w jakim języku mówię do dziecka to moja sprawa. Pomyślałam
sobie, że muszę pomóc mojej córce, zapisałam ją do żłobka, żeby miała kontakt z
dziećmi, żeby była szczęśliwa, a nie po to, żeby przeżywała stres...
Wybrałam się na rozmowę z drugą
panią, tą, która nigdy nie narzekała na moje dziecko, a moje dziecko na jej
widok po prostu rozpływało się z radości. Zasugerowała mi, żebym zaczęła mówić
do małej w obu językach, by wiedziała, że ten język to też język mamy.
Równoległa nauka dwóch języków
Rozpoczął się czas wspólnych
zabaw na podłodze (dlaczego akurat na podłodze wytłumaczę innym razem).
Robiłyśmy sobie piknik w
salonie, z kocykiem, z dziecięcymi talerzykami, kubeczkami i sztućcami.
Udawałyśmy, że jemy, ja mówiłam co ma mi nałożyć „poproszę o kawałek kurczaka –
un pezzettino di pollo per favore”, ona udawała, że nakłada i mi podawała.
Mówiłam „to jest widelec – eccola forchetta”, podając jej sztućca, „podaj mi
proszę łyżkę – passami per favore un cucchiaio”. Pokazując jej wiele rzeczy,
zaczęłam używać obu określeń – polskiego i włoskiego. Ubierając ją, bawiłyśmy
się jak zwykle, mówiąc co robię, nazywałam części garderoby w obu językach.
Sadzałam ją naprzeciw mnie i uczyłam nazw części twarzy i ciała demonstrując na
mnie a mała powtarzała wszystkie czynności. Zaczęłam jej opowiadać krótkie
historyjki po włosku i po polsku, czytać książeczki po włosku a potem opowiadać
je po polsku, albo odwrotnie. To były chyba najbardziej intensywne 3 tygodnie
wspólnych zabaw, jakie pamiętam z tego okresu, ale dały naprawdę niesamowite
efekty. Kiedy wróciła po feriach świątecznych do żłobka, panie nie mogły się
nadziwić postępom Niuni. A ja zrozumiałam, że nie tylko polski jest ważnym
językiem w jej życiu.
Od tego czasu porozumiewamy się
w obu językach, choć pamiętam taki czas, kiedy Niunia w ogóle nie chciała
rozmawiać w domu po włosku i nazywała język polski „naszym językiem”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz