Obudziłam się, wstałam, otworzyłam okiennice i… hurra! Śnieg! Obudziłam
moją Niunię informując o przykrytym białą pierzynką świecie, co postawiło ją od
razu na równe nogi. Pobiegła do okna szczęśliwa, w mega szybkim tempie zjadła
śniadanie i nie mogła się doczekać, żeby pobiegać po śnieżnym puchu...
Ubrałam ją i siebie ciepło, wyszłyśmy, a tu niespodzianka...
Całą drogę do szkoły miałam wrażenie, że jesteśmy jedynymi ludźmi na ulicy.
Samochody jeździły 15 km/h, stworzyła się kolumna, jakiej nigdy o tej porze
dnia u nas nie widziałam. Miałam już wrażenie, że do szkoły dziś już nikt nie
przyjdzie, ale się pomyliłam. Rodzice i dzieci opatuleni w czapy i szaliki,
rękawiczki, kapoty, zbliżali się do szkoły, tylko po to by schować się pod
dachem i skulić z zimna. Co jakiś czas słychać było szczęśliwy okrzyk
wchodzącego za bramę dziecka, na widok placu pokrytego w całości puchem, a za
chwilę okrzyk rodzica: non fermare, vai
lì, sottoportice, non toccare la neve! Non camminare sulla neve! (nie
zatrzymuj się, idź tam pod zadaszenie, nie dotykaj śniegu! Nie chodź po
śniegu!).
Moje dziecko było jedynym, które biegało jak szalone, robiło kulki i
rzucało je (oczywiście nie w kolegów),
uśmiechnięte i rozradowane od samego rana.
Przyznam szczerze, smutno mi się zrobiło widząc żałosne miny dzieci i
przerażone rodziców. Tu gdzie mieszkamy śnieg pada bardzo rzadko, a większość
dzieci, z tego co obserwuję, nie ma nawet możliwości dotknięcia go,
poznania, zabaw na nim, które przecież są wspaniałą frajdą…che tristezza...
Zabawy na śniegu są między innymi jednym z najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa...Dzieci z obecnych czasów będą wspominać gry na playstation i nieustanną nadopiekunczość rodziców którzy naprawdę na nic im nie pozwalają.
OdpowiedzUsuń