Ostatnio zaczęłam czytać różne fora, na których Polki z różnych szerokości
geograficznych opisują swoje problemy w spełnianiu się jako matki. Problemów
jest całe mnóstwo... Kobiety narzekają na pyskate dzieci, na agresję nie
wiadomo z czego wynikającą, na lenistwo, na brak zaangażowania w ćwiczenia
edukacyjne, na niechęć do zabawy z rówieśnikami, na niechęć do sprzątania, na
całą masę różnych mniej lub bardziej dziwacznych zachowań swoich dzieci. Moją
uwagę zwróciły dwie, bardzo skrajne opowieści.
W pierwszej mama sześciolatka umartwiała się nad swoimi niepowodzeniami w
roli matki, brakiem szacunku ze strony dziecka, niechęcią do kontynuowania
zabaw z mamą, agresją w stosunku do matki i do ojca, nad bezczynnym leżeniem
dziecka i bawieniem się zabawkami, zamiast wykonywaniem zadań edukacyjnych
razem z mamą.
Drugą była mama kilkulatka, która nazwała siebie złą matką, bo tak ją ktoś
wprost określił, z uwagi na jej bardzo swobodny kontakt z dzieckiem i sposób
wychowania daleki od kanonów propagowanych przez ogólnie przyjęte zasady
społeczne i poradniki dla młodych mam.
Po przeczytaniu artykułów rozpoczęłam lekturę komentarzy i uśmiałam się co
niemiara. Okazało się, że nasze polskie matki i ojcowie, to całkiem fajny
naród, podchodzący do wychowywania dzieci ze spokojem i powściągliwą
opiekuńczością. I to mi się podoba! Bo ja też taka jestem.
Nie ma perfekcyjnych
rodziców
Nie ma perfekcyjnej matki ani perfekcyjnego ojca tak samo jak nie można
wymagać od dzieci, żeby były perfekcyjne. Każdy z nas jest sobą i usilne
wtłaczanie go w jakiekolwiek kanony powoduje w pewnym momencie chęć wyzwolenia
się, bez względu na to, czy dotyczy to dziecka czy rodzica. Każdy będzie, w
mniej lub bardziej umiejętny sposób szukał ucieczki od tego, co go zniewala.
Wykształcona matka, rezygnująca z pracy na rzecz dziecka i rezygnująca z
przedszkola na rzecz wysokojakościowego wychowania domowego swego jedynaka w
pewnym momencie może po prostu nie wytrzymać psychicznie takiego życia,
chociażby nie wiem jak kochała własne dziecko. Malec trzymany w domu, z dala od
rówieśników, muszący podporządkowywać się regułom od rana do wieczora, mający
matkę na każde zawołanie przez 24 godziny na godzinę też może nie wytrzymać.
Jeśli do tego dołożymy tatusia, który wraca po pracy do domu i bawi się w
dobrze przemyślane i dobrane gry edukacyjne z dzieckiem i rozwiązuje konflikty żony z dzieckiem... to mamy obraz perfekcyjnej
rodziny, czyli rodziny, w której wszyscy po pewnym czasie się będą dusić. Nie
mówię, że nie może funkcjonować, ale pamiętajmy, że, aby wszyscy w rodzinie
byli szczęśliwi, każdy musi, oprócz czasu spędzanego wspólnie, mieć również
czas dla siebie.
Czas dla siebie
Matka musi czasem spotkać się z jakąś koleżanką niekoniecznie przy okazji
dziecięcych zabaw, skoczyć do fryzjera czy do kosmetyczki, na zakupy czy na
spacer. Ojciec musi mieć czas na spotkanie się z kumplami i na wypicie piwa w
ich towarzystwie, na swoje hobby, nawet gdyby to było gapienie się w tv na
mecze piłki nożnej czy formuły 1. A dziecko musi mieć czas pobyć samo ze swoimi
pluszakami, na poleżenie i bezmyślne pogapienie się w sufit czy przez okno, na
zabawy w piaskownicy z rówieśnikami, a nawet na „głupie” bieganie dookoła
piaskownicy z innymi dziećmi.
Ryzyko wynikające z
całkowitego podporządkowania swojego życia dziecku
Nigdy nie popierałam macierzyństwa opierającego się na bezwzględnym
podporządkowaniu życia matki dzieciom, tak jak nie podoba mi się życie kobiety
podporządkowanej życiu mężczyzny czy odwrotnie. Każdy ma swoje życie i czas na
przeżycie go. Podporządkowywanie się innym, chociażby dzieciom, sprawia
spustoszenie w naszej psychice, kiedy przychodzi moment rozstania, zarówno u
rodzica, jak i u dziecka. Nadopiekuńczość w stosunku do naszych dzieci sprawia,
że stają się one nieświadome tego, co je może spotkać w życiu lub wręcz
odwrotnie, jeśli ciągle im powtarzamy ile niebezpieczeństw na nie czyha,
obawiają się samodzielności. Przebywanie tylko z dorosłymi sprawia, że dziecko
nie potrafi się odnaleźć w towarzystwie równieśników, a nawet jeśli potrafi, to
bywa odbierane jako przemądrzałe, bo zachowuje się zupełnie inaczej niż dzieci
rozwijające się wśród dzieci.
Złoty środek
Bycie rodzicem nie jest łatwe. Nie ma reguł ani szablonów, możemy czytać
poradniki, brać udział w spotkaniach, ale musimy zawsze pamiętać, że nasze
dzieci to też ludzie. Każde jest inne i ma inne potrzeby, inny czas na
przyswajanie wiadomości, inny na umiejętności praktyczne. Nie porównujmy
własnego dziecka z dziećmi innych ludzi, nie dawajmy naszym dzieciom innych
dzieci za przykład, nie obniżajmy ich wartości w ich oczach obniżając ich
samoocenę. Kochajmy je takie, jakie są. Obserwujmy je i słuchajmy ich.
Poświęcajmy im czas, ale nie siebie. Spędzajmy z nimi czas, niekoniecznie
biegając po centrach handlowych. Rozpieszczajmy je, ale pamiętajmy, że stosowanie
reguł, ma też swoje cele. Dzieci, które wiedzą co mogą a czego nie powinny, są
świadome tego co robią i czego chcą. Zupełnie bezstresowe wychowanie w życiu
dorosłym powoduje często brak zdecydowania (znam przypadki!) nawet podczas tak
błahej czynności jak zakupy. Pozwalajmy dzieciom decydować, ale to my miejmy
ostatnie zdanie.
Nie starajmy się być perfekcyjni, bądźmy sobą, uczmy się od naszych dzieci
jak z nimi postępować, nigdy ich nie karćmy przy innych, nie mówmy przy osobach
trzecich nic, co mogłoby je ośmieszyć czy zranić. Wspierajmy nasze dzieci, bo
jak powiedział Janusz Korczak, którego bardzo cenię za to co robił dla dzieci,
DZIECI TO TEŻ LUDZIE („...nie dzieci, a ludzie..”).
PS. I nie myślcie, że Mama Ada to
perfekcyjna matka, ja też popełniam błędy, ale staram się na nich uczyć, żeby
ich nie powielać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz